Wstęp – Dobrze przepracowana zima, wiara w siebie i wsparcie przyjaciół.

            Witam serdecznie moich biegowych przyjaciół oraz wszystkich bliskich mi ludzi, którzy śledzą moje sportowe poczynania, kibicują mi i wspierają w realizacji mojej pasji. Zapewne większość z Was wie, że w niedzielę 25 marca wystartowałem w 13 edycji Półmaratonu Warszawskiego. Dla mnie był to 4 półmaraton w stolicy. Każdy z nich miał swoją historię i przyniósł wiele pięknych i przede wszystkim radosnych wspomnień. Nie inaczej było również w tym roku. Chciałbym, zatem podzielić się z Wami swoimi wrażeniami z tego biegu. Zanim jednak przejdę do szczegółowego opisu tego co się wydarzyło i jak wyglądały moje zmagania na trasie pozwólcie, że na chwilę wrócę do wcześniejszych dwóch startów w tym roku i krótko je podsumuję. Zanim stanąłem na starcie półmaratonu wystartowałem w dwóch imprezach i pobiegłem kolejno na 5 km w Biegu Tropem Wilczym upamiętniającym Żołnierzy Wyklętych oraz na trochę nietypowym dystansie 10.8 km podczas charytatywnego „ARGATHLONU”. Nie pisałem z tych zawodów szczegółowych relacji, ponieważ tak naprawdę były to dla mnie tylko sprawdziany formy w warunkach startowych. Nie znaczy to, że nie traktowałem ich poważnie. Po prostu przystąpiłem do nich z marszu, będąc jeszcze w ciężkim treningu i bez większej regeneracji. Jak zawsze jednak walczyłem i dawałem z siebie bardzo wiele. Obydwa wspomniane biegi były rozgrywane w dosyć trudnych warunkach pogodowych, przy przenikliwym zimnie i silnym wietrze. Dodatkowo starty te były przełajowe w ciężkim i śliskim terenie. Warto było jednak w nich pobiec, przede wszystkim dlatego aby sprawdzić swoją dyspozycję oraz dlatego aby uczcić bohaterskich żołnierzy i co najważniejsze móc dołożyć swoją cegiełkę na rehabilitację naszego kolegi z grupy Pawła. Biorąc pod uwagę te wszystkie okoliczności byłem zadowolony z tych występów i nawet nie przejmowałem się trochę słabszym wynikiem na 5km. Wiedziałem przecież, że moimi głównymi startami na wiosnę są biegi znacznie dłuższe. Zresztą już na Argathlonie było widać, że lepiej się czuję tu gdzie liczy się bardziej wytrzymałość niż tylko szybkość. Podsumowując zatem 2 pierwsze moje starty w nowym sezonie mogę powiedzieć, że wszystko zmierzało w dobrym kierunku i z moją formą nie było źle. Natomiast wspaniała rodzinna atmosfera, dobra organizacja i spotkanie bardzo wielu znajomych i przyjaciół były wielkimi plusami wspomnianych imprez. Patrząc tylko i wyłącznie przez pryzmat osiąganych wyników mogłem mieć lekkie obawy przed pierwszym z dwóch najważniejszych wiosennych startów. Przyznam jednak, że byłem dziwnie spokojny. Zdawałem sobie bowiem sprawę z tego jak wyglądały moje przygotowania i wierzyłem głęboko, iż ciężka praca treningowa przyniesie efekty. Ważną kwestią było to, w którym momencie forma eksploduje. Muszę powiedzieć, że tegoroczne zimowe przygotowania mogę uznać za bardzo udane. Na szczęście omijały mnie kontuzje, a bieganie sprawiało mi dużo radości. Oprócz dużego jak na mnie kilometrażu i mocnego nacisku na akcent siły biegowej udało mi się chyba pierwszy raz w karierze bardzo regularnie ćwiczyć w domu wzmacniając różne mięśnie, a w szczególności te brzucha. Pracowałem też nad siłą i rozluźnieniem oraz nad rozciąganiem. Szczególnie te aspekty treningu bardzo mnie cieszą i czuję, że mogą mi pomóc w dalszej części sezonu. Ostatni tydzień przed startem w półmaratonie poświęciłem na lekkie biegi, a  mocniejszy akcent zrobiłem we wtorek. Czułem się dobrze i wierzyłem w siebie, choć jak zwykle u mnie przed ważnym startem pojawia się stres i pewne wątpliwości. Ten kto mnie zna wie, że nie lubię zakładać sobie jakiegoś konkretnego wyniku, który muszę osiągnąć i przede wszystkim o tym głośno mówić. Wiem natomiast że samemu wywołuję i ściągam na siebie presję opisując i relacjonując moje udane treningi na portalach społecznościowych. Cieszę się z drugiej strony, kiedy słyszę od znajomych, że moje wypisy kogoś motywują. Sam zaś też czuję się zbudowany, gdy czytam komentarze i słowa otuchy pod moim adresem. Oczywiście mam swoje ambicje i cele. Przed warszawską połówką marzyłem, aby urwać coś z mojej życiówki z ubiegłego roku czyli 1.53.34 i po cichutku miałem nadzieję zbliżyć się do czasu 1.50. Najbardziej pragnąłem jednak tego, aby dobrze mi się biegło i abym miał uśmiech na twarzy pokonując dystans 21 km. Wiem, że koś powie, jak to biec na całego i jeszcze się uśmiechać, ale wierzę, że w jakimś stopniu można to pogodzić. Czy udało mi się to zrealizować dowiecie się w dalszej części relacji. Moje nastawienie przed niedzielnym startem było bardzo optymistyczne i pełne wiary w  dobry występ z którego będę zadowolony. Czułem też olbrzymie wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół, którzy wierzyli we mnie i byli pewni sukcesu rozumianego nie tylko przez pryzmat wyniku ale również mojego psychicznego nastawienia. Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować piękne słowa mojej wielkiej przyjaciółki i trenerki Pauli, które dostałem przed  startem:

 

” Kamcio tak jak ZAWSZE Ci powtarzam baw sie biegankiem, a wyniki i sukcesy przyjdą same. Przepracowałeś super okres przygotowawczy i musi to zaprocentować czy to będzie teraz czy przy następnym biegu, ale forma przyjdzie; nie zastanawiaj sie nad wynikiem, tylko po prostu biegnij swoje:-) słuchaj swojego organizmu i serduszka, a będzie dobrze” 

 

Nie tylko Paula, ale również Jacek czy Artur bardzo mnie zmotywowali. Wiele zresztą było takich życzliwych osób.  Największe i takie rzeczywiste wsparcie dostałem jednak już w Warszawie podczas samego biegu, ale o tym za chwilę.  Na dwa dni przed startem niestety kiepsko się poczułem i to w tak ważnym momencie. Cały praktycznie piątek i sobotę aplikowałem sobie różne witaminki i domowymi sposobami walczyłem z atakującym mnie przeziębieniem. Na szczęście w sobotę popołudniu było już dużo lepiej. Odetchnąłem z ulgą, choć jakaś nutka niepewności przez to wkradła się znowu w moje myśli. Jeżeli chodzi o ostatnie godziny przed wyjazdem to raczej tradycyjnie pakowanie się , nawadnianie i oczywiście regeneracja. Super niespodziankę zrobiła mi Mama która przygotowała w sobotę pyszne naleśniki z dżemem. Posiłek jak najbardziej dobry przed zawodami. Zresztą śniadanie też lekkie z przewagą węglowodanów. Kończąc ten długi, ale myślę że fajny wstęp powiem tylko, wracając do przyjmowanych przeze mnie witaminek, że nawet jeśli jeszcze trochę czułem się niepewnie jeśli chodzi o zdrowie to wiedziałem, że podczas niedzielnego półmaratonu będę miał aplikowaną stałą i najwyższą dawkę witaminy. Pewnie niektórzy już się domyślają o co mi chodzi. Otóż na tydzień przed startem moja przyjaciółka Kasia zadeklarowała, że z chęcią będzie mi towarzyszyć i pomagać na trasie. Proszę jednak nie mylić tego z prowadzeniem na konkretny wynik, choć na pewno bardzo przydało mi się Jej nieocenione wsparcie w osiągnięciu zamierzonego celu. Tak więc Kasia, która podobnie jak ja prowadzi na Facebooku stronę o bieganiu została moją towarzyszką podczas 21 kilometrowej wycieczki biegowej po Warszawie. Wspomniana strona nazywa się Sportowa witamina KA-sia, tak więc teraz już wiecie dlaczego powiedziałem o pozytywnej dawce witaminy i przyjaźni, którą otrzymałem w niedzielnym biegu. Przechodząc do relacji bezpośrednio z zawodów chciałbym zaznaczyć, że będzie w niej trochę zabawnych i wesołych opisów. Kasia bowiem jest bardzo pozytywną osobą, która ma duży dystans do siebie jak również i do innych ludzi. Ja mam podobnie i chyba dlatego tak dobrze wyglądał nasz duet, a nawet trio gdyż tuż przed startem dołączył do nas trochę niespodziewanie także Łukasz.Kamil 1

Dzień zawodów – relacja z trasy.

            Dzień startu rozpocząłem wcześnie, ale nawet przy zmianie czasu z soboty na niedzielę i faktu, że wcześniej się położyłem spać nie byłem idealnie wyspany. Z drugiej jednak strony obudziłem się z wielką energią i optymistycznym nastawieniem. Świeciło już słoneczko i choć było rześko to zapowiadał się piękny dzień. Wymarzony wręcz na bieganie. Tak jak mówiłem śniadanko z przewagą węglowodanów, do tego uśmiech i kopniak na szczęście od Mamy i możemy ruszać do stolicy. Tym razem w rolę kierowcy i jak się okazało doskonałego przewodnika po Warszawie wcielił się mój Tata, który pierwszy raz pojechał ze mną na zawody. Po drodze zabieramy jeszcze Artura i Kornelię i około 6.30 wyjeżdżamy z Ryk. Podróż mija szybko i bardzo przyjemnie. Wzajemnie motywujemy się i zagrzewamy do czekającej nas walki. Tuż przed Warszawą spotykamy Daniela i Jacka i razem śmigamy w pobliże startu, aby zaparkować auta. Wszystko idzie sprawnie i zgodnie z planem. Pogoda sprzyja, a humory dopisują. Następnie udajemy się w pobliże depozytów, gdzie niebawem spotykamy resztę naszej Biegusiowej ekipy. Ja dostaje ostatnie słowa wsparcia od Taty i wraz z kolegami rozpoczynamy ostatnie przygotowania przedstartowe. Obowiązkowo robimy wspólną fotografię i po chwili biegusiem lecimy na rozgrzewkę.13.PW 1000              Jestem szczęśliwy i pełen pozytywnych myśli, a widząc obok uśmiechnięte twarze Kasi i Łukasza, oraz blisko 13 tysięcy biegaczy cieszę się tym, że po prostu  tutaj jestem. Po rozgrzewce czuję się świetnie. Znam swoje możliwości i jestem świadomy wartości jaką posiadam dzięki dobrym treningom i wysokiej formie. Pomimo tego stając na starcie takiego biegu nigdy nie wiesz co cię czeka i jak twój organizm pozwoli Ci pobiec. Co najmniej ja tak mam, dlatego z wiarą ale również z respektem czekałem na początek mojego 4 warszawskiego półmaratonu. Wreszcie rozbrzmiewa Sen o Warszawie, który śpiewam z energią i entuzjazmem. Piąteczka od Kasi i Łukasza, a następnie końcowe odliczanie i ruszamy na trasę 13 Półmaratonu Warszawskiego. Pragnę dać z siebie wszystko i dobrze się przy tym bawić. Jak zwykle na początku jest bardzo ciasno ze względu na imponującą liczbę startujących biegaczy. Mi to jednak nie przeszkadza, a wręcz pomaga w tym aby nie za szybko zacząć. Początek bardzo spokojny, ale z pełną kontrolą tempa. Pierwsze 2 km to bardzo fajne wprowadzenie mięśni we właściwą pracę. Czuję, że nogi mają moc i dobrze zaczynają pracować a to super znak. Już na 3 kilometrze przyspieszam i staram się złapać mocne i równe tempo, którym zamierzam pognać aż do mety. Takie bowiem miałem postanowienie, aby biec jak najbardziej swobodnie i płynnie, bez szarpania i rwania tempa.  Chyba udało mi się to nieźle, ale spokojnie wszystko po kolei. Tak jak wspomniałem początkowe kilka kilometrów, nie było zbyt łatwe ze względu na tłumy biegaczy. Trzeba było szukać odpowiedniego miejsca do wyprzedzania i trochę wolnej przestrzeni, aby złapać odpowiedni rytm biegu. Nie ukrywam, że pomoc w tym względzie miałem zapewnioną od startu do mety ze strony Kasi i Łukasza. Kiedy były momenty, że ja w amoku biegowym czegoś nie dostrzegłem Oni podpowiadali mi którędy lepiej pobiec. Dzięki temu traciłem zdecydowanie mniej sił. Od samego początku było też bardzo wesoło. Kasieńka bowiem dla rozluźnienia atmosfery krzyknęła, że „biegnie za moim tyłkiem”. Rozbawiła tym nie tylko mnie, ale również innych biegaczy. Tak swoja drogą to bardziej wolałem kiedy to Witaminka była przede mną i to ja mogłem sobie trochę popatrzeć hahahaha. Kasia jednak nie chciała mnie chyba rozpraszać. Żarty, żartami ale wracając do biegu wydaje mi się, że całkiem sprawnie odnalazłem właściwe tempo i biegłem bardzo szybko. Na 5 km zerkam tylko na moment na zegarek. Jest dobrze i oby tak zostało. Nie myślę jednak o tym tylko równo i mocno biegnę do przodu wraz z moją super ekipą. Teraz pisząc tą relację i mając przed sobą rozkład mojego tempa na poszczególnych punktach pomiarowych, mogę powiedzieć, że już po 5 km miałem międzyczas lepszy niż moja poprzednia życiówka. Skupiałem się jednak wyłącznie na swobodnym i luźnym biegu, starając się uśmiechać i pozdrawiać fantastycznych kibiców na trasie. Trochę byłem jednak w szoku kiedy mniej więcej na 7 km dogoniliśmy i wyprzedziliśmy pierwszych dwóch „Zajączków” biegnących na 1.50. Nawet około 8 km miałem wątpliwości czy trochę nie za szybko biegnę. Kasia powiedziała abym biegł na samopoczucie. Tak więc czując się bardzo dobrze postanowiłem nie kombinować tylko biec dalej swoje. 10 km pokonałem w czasie tylko nieco ponad 1 minutę gorszym do rekordowego wyniku na tym dystansie. Utwierdziło mnie to  w przekonaniu, że to może być mój wielki dzień. Musiałem jedynie powalczyć aby utrzymać to tempo do samego końca. Bardzo pomagała mi obecność u boku przyjaciół, którzy cały czas się uśmiechali i żartowali dodając mi pozytywnej energii. Kasia  nawet śpiewała Mi motywujące piosenki, choć biegłem jak w transie i nawet dobrze nie słyszałem co to było Ja natomiast cieszyłem się pokonując każdy kolejny kilometr. Biegło mi się w dalszym ciągu świetnie, a klimat i atmosfera na trasie były cudowne. Grały różne zespoły muzyczne zagrzewając Nas biegaczy do jeszcze większego wysiłku. Kibice też byli wspaniali, zwłaszcza Ci przebrani za zwierzęta na jednym z punktów kibicowania.Kamil 3             Muszę przyznać, że kolejne 6 kilometrów minęło mi bardzo szybko. Byłem rewelacyjnie dysponowany i wykorzystywałem to. Mniej więcej po 14 km dogoniliśmy kolejnych 2 zawodników prowadzących grupę na 1.50. Mnie osobiście to bardzo uskrzydlało i radośnie nastrajało przed decydującym fragmentem trasy. Międzyczas po 15 km był zdecydowanie lepszy od mojego wyniku z ubiegłego roku. Choć domyślałem się, że biegnę na niesamowity i niewyobrażalny do tej pory dla mnie wynik to jednak w dalszym ciągu nie skupiałem się na tej kwestii. Zmęczenie zaczęło narastać, ale Ja zgodnie z podpowiedzią Kasi starałem się biec dalej tak samo trzymając równe i mocne tempo. Byłem dumny z siebie, że nawet po 16 km nie odpuszczałem tylko cały czas leciałem ładnym i dosyć swobodnym rytmem. Nogi miały moc. Między 16 a 17 km skorzystałem po raz ostatni z punktu nawodnienia uzupełniając płyny. Do mety pozostało tylko albo aż 4 km. Wiem, że dam radę, bo jestem super przygotowany.  Biegnę jak natchniony nie poddając się żadnym negatywnym myślom. Wierzę bardzo w siebie i pędzę krok za krokiem do celu. Następne  2 km poszły świetnie. Odczuwam już  skutki tego dobrego biegu, ale nie przejmuję się tylko z jakąś euforią w sercu ciągle posuwam się do przodu. Spotykamy biegnącego i walczącego z własnym organizmem Kamila. Zaraz potem słysząc okrzyki innych biegaczy wpadamy do tunelu. Jest bardzo dobrze jeśli chodzi o wynik to czuje na pewno, ale odczuwam jednocześnie wielkie zmęczenie. Widzę koniec tunelu i zarazem ostatni podbieg. Kasia mnie wspiera i daje dobre rady na zbliżający się finisz. Łukasz rusza po swoją życiówkę, a my razem z uczuciem szczęścia i radości pokonujemy wspomnianą górkę i wbiegamy na ostatnią długą prostą. Widzę że regularne bieganie podbiegów na treningu przynosi pozytywne efekty. Dopiero bowiem poczułem minimalnie ostatnie wzniesienie, a wcześniej nie było żadnych problemów. Mijamy 20 km, a zaraz potem ostatniego „Zająca”  na 1.50. Uśmiecham się do siebie samego bo wiem, że to będzie coś wielkiego. Nie wiem jeszcze co ale na pewno będę się cieszył. Już widzę metę i te tłumy kibiców, a gdzieś wśród nich mojego Tatę, który mocno mnie dopingował. Uroki takiej masówki spowodowały, że nie zobaczyliśmy się od razu na mecie. Czułem jednak jego obecność i wsparcie. Ostatnie metry  pokonujemy razem z Kasią i szczęśliwi wpadamy na metę 13 PZU PÓŁMARATONU WARSZAWSKIEGO. Zrealizowałem najważniejsze założenia na ten start. Pobiegłem najlepiej jak potrafiłem, a przy tym uśmiechałem się i dobrze bawiłem. Uściskaliśmy się serdecznie i pogratulowaliśmy sobie dobrego biegu. Kiedy zaś dowiedziałem się,  że przebiegliśmy półmaraton w 1.47.42  to przez moment nie mogłem w to uwierzyć. Cieszyłem się niesamowicie i jeszcze ciągle się raduję. Wynik ten to mój nowy rekord życiowy, który poprawiłem o prawie 6 minut. Pokonałem kolejną własną barierę sportową. Biegnąc pierwszy raz w Półmaratonie nie przypuszczałem, że kiedyś będę w stanie pokonać go tak szybko jak w niedzielę. Odebraliśmy pamiątkowe medale i zrobiliśmy parę fotek, a następnie udaliśmy się do depozytów. Miło było również spotkać naszych biegowych przyjaciół z którymi razem cieszyliśmy się z udanego startu.Kamil 2

Podsumowanie.

            Kończąc pisanie tej relacji chciałbym raz jeszcze podziękować z całego serca Kasi i Łukaszowi za wspaniałe towarzystwo i pomoc na trasie półmaratonu. Fajnie jest mieć takich przyjaciół. Dziękuję również wszystkim którzy mi kibicowali i wspierali mnie. Bez Was byłoby dużo trudniej. Gratuluję ukończenia biegu i osiągniętych wyników oraz rekordów życiowych wszystkim startującym znajomym i przyjaciołom. Dla takich chwil warto żyć i realizować swoją pasję. Cieszę się, że efekty mojej treningowej pracy przyszły w dobrym momencie. Najważniejsze, że czułem radość z biegania i wykorzystałem swoją moc i formę. Ten sukces zawdzięczam chyba jednak najbardziej samemu sobie. To ja wylewałem litry potu na treningach, walcząc nieraz z mrozem czy wiatrem.  Pierwszy główny cel wiosennych startów zrealizowałem. Teraz czas na maraton. Będzie ciężko, ale wiem że nie ma rzeczy niemożliwych. Proszę trzymajcie za mnie kciuki i bądźcie ze mną. Pragnę dalej się rozwijać i czerpać taką wielką przyjemność z biegania jak do tej pory. Wspomnienia z tego startu pozostaną ze mną na zawsze. Ciężka praca na treningach plus pozytywne nastawienie i otaczanie się wartościowymi ludźmi to moja recepta na sukces. Trzymajcie się. Biegowe pozdrowienia od Kamila.

 

Kamil 4

Wyniki całej grupy dostępne w tym artykule.    

Kalendarz wydarzeń

Kwiecień 2024
P W Ś C P S N
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30
  • nasze biegi
  • polecane biegi

 

 

fdm wroblewska