Nie pamiętam żebym kiedyś pisał relację z biegu na dystansie 5km.  Pora na ten pierwszy raz. To już będzie 4 relacja z VIII Biegu Niepodległości o Puchar Burmistrza Ryk Jarosława Żaczka – idziemy na rekord….

 

Dystans 5km w moim kalendarzu biegowym nie jest zbyt popularny. To dopiero 3 bieg na tym dystansie w tym roku. Zdecydowanie przeważają „dyszki”. Jednak z premedytacją nie kończę sezonu biegowego wcześniej, gdyż rokrocznie z niecierpliwością czekam na 11 listopada (w tym roku 12 listopad) i ściganie na ul. Przemysłowej w Rykach. Ulica bardzo dobrze znana nam – ryckim biegaczom. Kiedy zapadają jesienno – zimowe ciemności praktycznie wszystkie nasze piątkowe spotkania biegusiem.pl „zahaczają” o tą trasę. Wiele moich treningów także przeprowadzam na Przemysłowej. Wydawać by się mogło, że znam ją jak własną kieszeń…być może tak jest…hmmm – jestem tego pewien…Dlaczego wiec w zawodach tak ciężko mi się tu biega?

 

Z jesiennych startów (oprócz maratonu) to właśnie na tym biegu najbardziej mi zależało. Wreszcie upragnione 2:59 we wrześniu w stolicy, odpoczynek i kolejne treningi – tym razem ukierunkowane na krótsze starty 5 i 10km. Jednak nie udało się poprawić rekordów życiowych na tych dystansach. Zaczynam zauważać, że najlepiej biega mi się w trakcie treningów maratońskich – to wtedy też poprawiam się na tych krótszych biegach. Może to jest kwestia tego, że po starcie w maratonie organizm jest „wyjechany” i już nie mogę wskoczyć na normalne obroty (choć czasami wydawało mi się, że jest naprawdę dobrze na treningach). Chyba jestem wyjątkiem i nie potwierdzam reguły, która sprawdza się u wielu biegaczy, że po maratonie, na wypracowanej wydolności bardzo często „poprawiamy się” na dystansach 10 czy też 5 km. Na wiosnę tak, ale po maratonie jesiennym za nic w świecie nie mogę zrealizować nakreślonych na kartce lub w głowie celów.

 

Po tym wstępie już wszystko jasne jak mi poszło, ale może powiem (napiszę) przynajmniej kilka słów o niedzielnym biegu – wszak tego dotyczy relacja…Nie ukrywałem, że bardzo mi zależało na tym starcie. W Adamowie na 10km poszło tak sobie (38:49) , ale wtedy miałem wyjątkowo słaby dzień. Następny start w Zwoleniu na 5km, przy bardzo silnym wietrze był niezły (18:27), ale wiedziałem, że stać mnie na szybsze bieganie. Cel na Ryki – pobić życiówkę (18:22 – o dziwno nabieganą w upale….), a marzeniem byłoby zbliżyć się do 18 minut….

 

Na treningach wszystko wyglądało świetnie, ale jak to życie – potrafi troszeczkę namieszać. Kilka dni przed startem troszkę mnie „przeziębiło” i przez moment zastanawiałem się czy dam radę pobiec. Morale momentalnie spadło, bo naprawdę czułem się fatalnie. Wbrew temu co „mówił” organizm  postanowiłem wystartować.

 

W dniu biegu „pokrzątałem się”  troszkę przy biurze zawodów, próbując za bardzo nie przeszkadzać….Potem dłuższa rozgrzewka i na start. Było zimno…W głowie myśli, żeby się po tym biegu całkowicie nie „rozłożyć”. O samym biegu nie ma co się za bardzo rozpisywać. „Piątkę” trzeba zacząć mocno i trzymać do samego końca – to ma boleć……Po raz kolejny przekonałem się, że nie umiem biegać tego dystansu….Zacząłem zgodnie z planem w 3:36, ale już 2, 3 i 4km ciut słabsze tempo (pi x drzwi około 3:42-45)...Jeszcze ten pierwszy kilometr było ok, ale potem nie było z czego „odpalić”, biegło mi się źle, ciężko, bez siły. Nawet po nawrotce, kiedy to teoretycznie był wiatr w plecy – nie zdołałem złapać tego „wiatru w żagle”. Już wiedziałem, że nici z wyniki około 18 minut… ba…przestałem nawet myśleć o urwaniu 1s z życiówki. Walczyłem, żeby za bardzo nie dać plamy u siebie…Tempo może nie spadało, ale też za bardzo nie rosło. Za nic w świecie nie mogłem wejść na „szybsze” obroty, tętno zamiast podskakiwać w „rejony maksa”, czyli 190 z hakiem - ledwo przekraczało 180…i tak sobie biegłem ostatni kilometr w 3:35…Szybszym tempem kończyłem niektóre zawody na 10km…Nie potrafię wytłumaczyć tej niemocy, nawet nie było mnie stać na  kilkusetmetrowy finisz… Pewnie wpływ na taki a nie inny start miało przeziębienie, ale nie chcę się tym usprawiedliwiać. Wpadam na metę z czasem 18:24…czyli tylko 2s gorzej od rekordu życiowego, ale czuję się fatalnie. Ledwo stoję na nogach, nie mam siły, kręci mi się w głowie, totalny bezwład. Zastanawiam się czy nie pójść na bok, czy nie będzie to ten pierwszy raz do tzw. porzygu…Na szczęście obyło się bez tego, czyli nadal jestem przed tym pierwszym razem…

 

Podobnie było rok temu…też nieciekawie za metą, ale wtedy czas sporo gorszy (18:49). Jakiś pozytyw jednak jest – 18:24 to mój drugi wynik na 5km i jednocześnie mój rekord trasy ryckiego Biegu Niepodległości. W dwóch ostatnich latach biegałem regularnie po 18:49….

Wzorem Wojtka ciekawostka…W 3 startach  na dystansie 5km w tym roku moje wyniki różnią się zaledwie 5s….Można by rzec, że powalam regularnością…

 

Cel na przyszły rok pozostaje niezmienny – zbliżyć się, a najlepiej złamać 18 minut. Jeśli oczywiście będę startował na dystansie 5km. 11 listopada raczej tak, ale jak pokazuje historia, ten okres startowy nie jest dla mnie najlepszy. Czas na jakieś konkretne „przełamanie” na tym polu. Priorytetem zawsze będzie dla mnie maraton, ale szybkie krótsze dystanse pomogą na maratonie. Mimo, że czasami ponarzekam, to niezmiennie cieszy mnie bieganie i starty  w zawodach. Teraz jednak powoli trzeba będzie troszkę odpocząć od tego – jeszcze tylko Lublin i kilka tygodni zasłużonego „resetu”. Przyznam szczerze, że nie mogę się doczekać tej przerwy…..

 

20171116 110842 01

 

fot. wprowadzająca i głównego tekstu  RaVoto

Kalendarz wydarzeń

Kwiecień 2024
P W Ś C P S N
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30
  • nasze biegi
  • polecane biegi

 

 

fdm wroblewska