Przyznam się, że długo zastanawiałem się czy pisać relację z Biegu Niepodległości w Rykach. Moje wahania spowodowane były kiepskim samopoczuciem i negatywnymi emocjami po ryckim biegu. Ostatni mój start w tym roku okazał się bowiem dla mnie ciężkim przeżyciem i rozczarowaniem. Mówię tutaj tylko i wyłącznie o aspekcie sportowym, ponieważ organizacyjnie, towarzysko i integracyjnie niedzielne zawody będę wspominał bardzo dobrze. Trochę już ochłonąłem i nabrałem dystansu do tych niedzielnych wydarzeń, dlatego też postanowiłem jednak napisać parę słów. Wiem, że łatwiej jest pisać o sukcesach i o udanych startach, ale w sporcie tak jak w życiu są również i gorsze chwile. Nie zawsze jest dobrze, lekko i przyjemnie. Pisanie to dla mnie doskonała forma wyrażenia emocji, dlatego nie będę uciekał nawet od tych emocji mniej radosnych i pozytywnych. Kończąc ten krótki wstęp chcę podziękować wszystkim znajomym, którzy gratulowali mi i mnie wspierali, a niekiedy dodawali otuchy i przede wszystkim przypominali  o pewnych sprawach, o których w ferworze walki i rywalizacji zapomniałem. Tym razem nie pomogło mi to, że jestem bardzo ambitny.  Zaznaczę jednak, że absolutnie nie jestem załamany, a jedynie trochę niepocieszony i rozczarowany. Na pewno wyciągnę wnioski na przyszłość, a zdobyte doświadczenie wpłynie pozytywnie na moją dalszą biegową przygodę.  Nie ukrywam, że dodatkową motywacją dla mnie do napisania tego tekstu były relacje Kasi i Wojtka.

 

            12 listopada 2017 roku już po raz 8 w moim rodzinnym mieście organizowany był Bieg Niepodległości o puchar Burmistrza Ryk. Muszę przyznać, że z każdym rokiem impreza ta nabiera coraz większej rangi, a dzięki staraniom wielu ludzi organizacja i otoczka tych zawodów jest coraz lepsza i stoi na bardzo wysokim poziomie. Potwierdzeniem moich słów jest fakt, że tegoroczna edycja zgromadziła na starcie aż 260 zawodników, co jest rekordem frekwencji jeżeli chodzi o nasz powiat. Druga fajna kwestia dotyczy trasy na ulicy Przemysłowej. Otóż od tego roku posiada ona atest Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Jeżeli chodzi zaś o atmosferę i całą otoczkę imprezy to bez wątpienia była ona bardzo wesoła, optymistyczna i oczywiście ze względu na charakter patriotyczna.  Była grupa rekonstrukcji historycznej, wypuszczenie gołębi, liczne pieśni patriotyczne i wspólne odśpiewanie Hymnu Polski na starcie. Pięknie pomalowane na biało-czerwono buzie uczestników i liczne akcenty patriotyczne dodały jeszcze  fajniejszej oprawy tym zawodom.  Muszę przyznać, że z wielką radością spotkałem znajomych i przyjaciół z biegowych tras. Niektórych bardzo mało widuję dlatego fajnie było móc chwilę pogadać czy przynajmniej wymienić uścisk dłoni. Wspominając o organizacji imprezy chcę pochwalić moich cudownych przyjaciół z grupy biegusiem.pl, którzy wykonali kawał świetnej roboty.

 

               Przechodząc do samego startu powiem, że pogoda do biegania była dosyć dobra, bo choć trochę wiało to jednak nie padało, a temperatura nawet niska dla biegaczy jest dobra.  Jeżeli chodzi o moje nastawienie i cele przed tym startem to miałem bardzo mieszane uczucia. Otóż od ostatniego mojego występu w Adamowie spotkało mnie trochę złych i niepokojących problemów zdrowotnych, które bardzo zakłóciły moje przygotowania do tego biegu. Na tydzień przed imprezą organizm bardzo się buntował i jakby mnie przestrzegał. Ostatnie treningi jednak przed zawodami znowu wyszły mi bardzo fajnie i ponownie optymizm zagościł w mojej głowie. Niewątpliwie była to jednak taka huśtawka nastrojów i zmiennego samopoczucia. Jedno wiedziałem, że nie mam tak dobrej dyspozycji jak 3 czy 4 tygodnie wcześniej.  Prawdę mówiąc to nie wiedziałem na co mnie stać. Mówiłem sobie, że w tym biegu chodzi o uczczenie Niepodległości Polski i dobrą zabawę, ale z drugiej strony patrząc na moje ostatnie doskonałe starty nastawiłem się na walkę o jak najlepszy wynik. Niestety jak się okazało moja ambicja i chęć pokazania się zwyciężyły. Dlatego też zapomniałem o swobodnym i luźnym podejściu do biegania, a za bardzo myślałem o wynikach. Zgubiło mnie to, i zarazem potwierdziło to o czym pisałem we wcześniejszych relacjach. Wewnętrznie bowiem byłem w niedzielę bardzo spięty. Nie okazywałem tego ale tak było. Jeżeli chodzi o rozgrzewkę to nie mogę narzekać, gdyż wyszła fajnie. Ostatnie chwile przed startem i życzenia powodzenia od mojej Babci i Mamy, które były w niedzielę na zawodach. Jeszcze tylko pozdrowienia i wzajemna motywacja i ruszamy na trasę. Zgodnie z przypuszczeniami na początku było dosyć ciasno. Ja stanąłem trochę z tyłu dlatego w pierwszej części musiałem wyprzedzać, a to też  kosztowało siły. Ruszyłem jednak bardzo mocno i szybko przesuwałem się do przodu. Niby na dystansie 5 km nie ma co kalkulować tylko trzeba lecieć, ale gdy dobiegłem do pierwszego kilometra i patrzę na stoperze 4.29 to szybko zdaje sobie sprawę, że chyba przeholowałem. No cóż, biegnę dalej mając nadzieję, że tego nie odczuję. Staram się zwolnić i złapać właściwy dla mnie rytm. Niestety nie udaje mi się to. Organizm daje o sobie znać, a wszystkie mięśnie i stawy strasznie mnie bolą. Na 2 km jest jeszcze jako tako, ale już czuję że wyraźnie słabnę. Nie mam mocy i siły w nogach. Mijają mnie kolejni biegacze, słyszę też motywujące okrzyki od przyjaciół. Staram się przezwyciężyć ból i słabość własnego organizmu. Wiem, że przy bieganiu "piątek" może boleć.  Nie potrafię sobie jednak z tym poradzić. Dobiegam do 3 km i mam już dosyć. Mówię do siebie, „może zejść z trasy lub przejść do marszu i spacerkiem ukończyć ten bieg….?”  Przypominam sobie jednak, że na mecie czeka na mnie piękny medal i przede wszystkim czekają na mnie bliscy. Zbieram się w sobie i biegnę dalej walcząc niemiłosiernie. Nie mam przyjemności z tego biegu, ale walczę gdyż to jest moja cecha charakteru. Ostatni kilometr biegnę z większą ulgą, bowiem zdaje sobie sprawę, że zaraz będzie koniec moich dzisiejszych męczarni. Wbiegam na metę unosząc do góry ręce. Ten moment bowiem każdego biegu jest dla mnie wspaniałym przeżyciem. Odbieram cudowny pamiątkowy medal i  idę się przebrać. Jestem bardzo niepocieszony i niezadowolony z siebie. Uzyskałem czas 26.40, ale nie to jest najważniejsze. Bardziej martwił mnie błąd taktyczny na 1 km i totalny brak lekkości i swobody biegu oraz wyczerpanie organizmu. Pyszna grochówka i ciepła herbatka stawiają mnie na nogi. Wraz z kolegami omawiamy nasze biegi. Wiele osób mówi mi, że zbyt surowo siebie oceniam, ja jednak nie potrafię się cieszyć. Patrząc na moje treningi i ostatnie starty wiedziałem, że pobiegłem dziś słabo i że stać mnie na dużo więcej. Zapewne rok czy dwa lata temu bardzo bym się cieszył z takiego wyniku, ale postępy które ostatnio zrobiłem spowodowały u mnie niezadowolenie i rozczarowanie. „Apetyt rośnie bowiem w miarę jedzenia”.

 

DSC 0065

 

            Podsumowując niedzielny bieg muszę przyznać, że nie tak wyobrażałem sobie zakończenie tego sezonu. Warto jednak  przyjąć to  z pokorą i zapamiętać, że nie zawsze będzie idealnie, nie zawsze będą rekordy i super lekkie biegi. Muszę też uświadomić sobie, że organizmu nie da się oszukać i na niektóre rzeczy nie mamy wpływu.  Po za tym nauczyłem się po tym starcie, że jeszcze nie jestem na tyle dobrym i doświadczonym biegaczem na ile bym chciał być. Formy najwyższej też nie jest łatwo utrzymać przez bardzo długi okres. Najważniejsze jest dla mnie jednak to aby nie zapominać o tym, że biegam dla siebie i dla swojej satysfakcji, a nie po to aby komuś coś udowadniać, czy też dla cyferek na zegarku.  Jeśli będzie uśmiech i radość po bieganiu to będę zadowolony. Pomimo licznych postępów jakie zrobiłem w tym sezonie jest przede mną jeszcze mnóstwo ciężkiej pracy, aby stawać się lepszym biegaczem zarówno pod względem fizycznym jak i mentalnym. Chciałbym powiedzieć, że bardzo się cieszę z każdego sukcesu i rekordu moich przyjaciół z grupy i dziękuję im za wsparcie i kibicowanie.

 

            Była to moja ostatnia relacja w tym roku. Kończę ten sezon biegowy w bardzo dobrym nastroju. Sportowo zrealizowałem swoje cele w stu procentach. Jestem bardzo z siebie zadowolony. Myślę, że jestem lepszym biegaczem niż rok temu. Świadczy o tym nie tylko mój sposób treningu i jakość biegania, ale przede wszystkim wyniki. Zrobiłem progres, bijąc rekordy życiowe na każdym dystansie począwszy od 5 km, a na maratonie kończąc. Najlepszym moim biegiem w zawodach w tym roku był zdecydowanie Półmaraton Warszawski. Największym zaskoczeniem było zrobienie życiówki na 5 km. Jeżeli chodzi o moje cele na przyszły sezon to na razie nie powiem gdzie konkretnie będę startował i w ilu zawodach wystąpię. Zależy to od moich uwarunkowań  finansowych i zdrowotnych. Podstawowym celem jest dla mnie to aby cieszyć się bieganiem i stawać się przy okazji lepszym zawodnikiem. Dlatego też marzę o tym, aby za rok moje rekordy życiowe były znowu lepsze niż te aktualne. Jak wyjdzie to się okaże. Biegowe pozdrowienia od Kamila.

 

Fot. Ewa Iwanek    

Kalendarz wydarzeń

Marzec 2024
P W Ś C P S N
1 2 3
4 5 6 7 8 9 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 31
  • nasze biegi
  • polecane biegi

 

 

fdm wroblewska