PRZED BIEGIEM

 

         Myśl o wystartowaniu w Tarnowskiej Dysze po raz pierwszy zaświtała mi, gdy moja koleżanka, koordynatorka Parkrun Rzeszów, napisała o tym biegu na jednym z portali społecznościowych. Wiedziałem bowiem, że może zebrać się tam wielu moich kolegów z tego że Parkrunu, na który staram się chodzić jak tylko to możliwe. Zacząłem więc analizować listy startowe z relacjonowanego biegu i z Biegu Niepodległości z Rzeszowa. Po krótkich rozważaniach doszedłem do wniosku, że więcej znajomych nazwisk jest na tarnowskim zestawieniu i bez wahania zapisałem się na tą imprezę. Jest to też dobra informacja dla biegusiem.pl, bo jest duża szansa, że niepodległość na sportowo uczczę w Rykach 12 listopada z Wami.

 

Do biura zawodów, które mieściło się w jednej z galerii handlowych dotarłem dwie godziny przed startem. Następnie zjadłem śniadanie, i poszperałem trochę w internecie na telefonie. Długo to jednak nie trwało, bo Wi-Fi nie wytrzymało najazdu biegaczy i od godziny ósmej rano nie chciało się połączyć.

 

Celem na ten bieg było złamanie 42 minut, chodź przyznam się szczerze, że zbieram się do tego od roku i na razie mi to nie wychodzi. Szybka rozgrzewka, przybita piątka z Damianem Walczakiem i wyruszyłem na linię startu. Pogoda do biegania wydawała się idealna, ale jak się okaże na trasie nie była.

 

WRAŻENIA Z TRASY 

 

            Start biegu nastąpił o godzinie 9.30. Początek mocno, ale nie tak jak zazwyczaj. Pierwszy kilometr mija mi w czasie 4.09, więc postanowiłem trochę zwolnić. Jak się okazało spowolnienie to było zbyt duże, bo po dwóch km mój czas wynosił 8.33. Zacząłem więc tracić już na początku, względem planowanego wyniku 42 minuty. Od drugiego kilometra zaczął dokuczać zawodnikom wiatr, który miałem wrażenie wiał w twarz niemal aż do mety. Wówczas postanowiłem przyśpieszyć, ale nie bardzo mi to się udaję. 3 i 4 km pokonuję w czasie ok. 4.12, czyli nie tracę, ale i nie nadrabiam, co mnie bardzo niepokoi. Po 4 km mój stoper pokazuje 16.48. Szybko mija mi półmetek biegu, na którym piję wodę i niestety zapominam spojrzeć na zegarek. Wiem jednak, że jest znacznie gorzej niż we wrześniu w Przemyślu. Mija 7 km, a po nim mam czas 30.03. Odchylenie według planu jest już bardzo duże i wynosi ok. 40 sekund. Od tego momentu przyśpieszam i stawiam wszystko na jedną kartę, bo albo będzie życiówka, albo się wypompuję z przemęczenia. Na 8 km pokonujemy wzniesienie i ku mojemu zdziwieniu nie tracę na tym etapie trasy nic, a wręcz zyskuję. Przed ostatnim km mój stoper pokazuję 38.50. Żeby pobić swoją życiówkę muszę ostatnie 1000 metrów pokonać poniżej 3 minut 46 sekund. Zaczynam więc długi finisz. Oddech jest coraz cięższy i powoli zaczyna przypominać o sobie kolka. Nie mam jednak nic do stracenia i walcząc z sobą pokonuję ostatnie metry. Słyszę dźwięki perkusji, kibiców, wiem, że jest blisko, ale jest jednak pod górę i czas waha się w okolice nowego rekordu życiowego. Ostatnia prosta widzę zegar, sprintem finiszuję i jest meta. Niecierpliwie czekam ponieważ ….

 

POBIEGOWE REFLEKSJE

 

         Na zegarze odmierzającym czas, gdy wbiegałem na metę było ok .42.41, a na moim stoperze 42.33. Ta osmiosekundowa różnica ma dla mnie kolosalne znaczenie, gdyż mój dotychczasowy rekord życiowy na 10 km z Przemyśla wynosił 42.36. Zaczynam się niepokoić, bo na tablicy wyników i w sms-ie przychodzi informacja, że przebiegłem trasę w 42.41. Czekam jednak na oficjalne wyniki, w nadziei, że jest to czas brutto. I był! Mój czasomierz pokazał prawdę i zakończyłem te zawody z wynikiem 42.33 i nowym najlepszym rezultatem na tym dystansie o całe 3 sekundy! Chodź po zakończeniu zawodów byłem niezadowolony, to jednak teraz na chłodno oceniając to, że pobiłem swój PB jest dużym sukcesem, patrząc jak źle taktycznie rozegrałem ten bieg oraz na dokuczający wiatr. Z tego jak przekroczyłem drugą część trasy jestem bardzo zadowolony. Daje mi to dużą nadzieję, przed kolejnymi startami na 10 km, że niedługo ta bariera 42 minut pęknie. Stanie się to dopiero w 2018 roku, bo w tym jeszcze tylko mam nadzieję pobiec 5 km w Rykach i zakończyć sezon startowy. Po mecie razem z przyjaciółmi z Parkrun Rzeszów ustawiamy się do pamiątkowego zdjęcia. Z kronikarskiego obowiązku dodam, że zająłem 139 miejsce na 822 zawodników.  

 

CELE SPORTOWE NA 2018 ROK

 

1. W biegu na 10 km 40.00-41.00, w półmaratonie 1.30.00-1.32.32, w maratonie 3.15.00-3.23.32

 

Cele te wydają się na pierwszy rzut oka niemożliwe do zrealizowania, gdyż tegoroczne rezultaty moje są znacznie gorsze od tych zakładanych na przyszły rok. Jednak jeżeli dobrze przepracuje zimę to najpierw na wiosnę powoli będę się zbliżał do tych wyników, a na jesieni je osiągnę. Mam nadzieję, że jeśli mądrzej będę biegał na treningach powyższe plany są jak najbardziej możliwe do zrealizowania.

 

2. Zmniejszyć ilość startów w zawodach.

 

Zawody w Tarnowie to mój 14 start w tym roku. Stwierdzam, że tych biegów było o 4-5 za dużo. Ze swojego kalendarza wyrzucę biegi górskie oraz te rozgrywane w czerwcu, lipcu i sierpniu. Nie są to bowiem miesiące na osiąganie dobrych wyników, gdyż wtedy pogoda daje się we znaki. Zdaję sobie sprawę, że w przyszłym roku może być różnie, ale ten okres wolałbym dobrze przepracować przed jesiennymi startami, 

 

3. Wyrzucić ze swojego kalendarza biegowego starty w biegach górskich

 

Kilka razy w tym roku próbowałem swoich sił w biegach górskich i pagórkowatych. Wiem teraz jednak, że to nie dla mnie, a po każdych takich startach miałem prędzej czy później kontuzję. Chciałbym również nadmienić, że momentami nie miały one zbyt wiele wspólnego z bieganiem, a tego raczej chciałbym uniknąć.

 

4. Dwa maratony w roku

 

W 2018 roku chciałbym przebiec dwa maratony jeden na wiosnę, a drugi na jesieni. Nie wiem na razie gdzie, ale optymalnie najlepszym rozwiązaniem byłoby: na wiosnę Kraków, a na jesieni Rzeszów.

 

5. Wprowadzić trening gimnastyczny

 

W tym roku bardzo zaniedbałem gimnastykę, gdyż nie było jej wcale, albo było jej bardzo mało. Już przed wojną Janusz Kusociński mocny nacisk kładł na gimnastykę i wierzę, że i mi ona pomoże w uzyskiwaniu lepszych czasów, a na pewno nie zaszkodzi.

 

6. Jeździć na mecze piłkarskiej Ekstraklasy do Krakowa lub Niecieczy

 

Po zmniejszeniu ilości startów zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przeznaczę na dojazd na kilka meczów Ekstraklasy do Krakowa lub Niecieczy. Dlaczego tam? Dlatego, że jest najbliżej. Mecze te będę traktował jako alternatywę do biegania i mam nadzieję, że pozwolą mi przeżyć niezapomniane emocje, których brak na zawodach lekkoatletycznych i w III lidze. Same Derby Rzeszowa i mecze z Motorem, bowiem to za mało. Ponadto Motor Lublin już na jesieni grał w Rzeszowie, a wszystko zanosi się na to, że awansują ligę wyżej (bo niby kto inny?) i nie będzie już grał z drużynami ze stolicy Podkarpacia. Mimo tych planów z pewnością nie zmienię swojego ulubionego klubu piłkarskiego. Kto mnie zna wie jaka drużyna futbolowa jest najważniejsza w moim sercu od ponad 21 lat.  

 

7. Cieszyć się bieganiem

 

W tym wszystkim najważniejsze jest to by bieganie dawało radość. Bez tego bowiem nie miałoby ono sensu.

 

8. A w sferze marzeń

 

W sferze moich marzeń biegowych, których prawdopodobnie nie zrealizuję jest bieg na dystansie 60-70 km po płaskim terenie, bez większej różnicy wysokości oraz bieg 24 godzinny.

 

Jubileuszowa 20 relacja na stronę biegusiem.pl dobiegła końca. Jest to moja ostatnia relacja  tym roku i dedykuję ją z przyczyn osobistych rodzicom i Olsenowi.

 

..na zdjeciu - z przyjaciółmi z Parkrun Rzeszów po zakończonym biegu.

Kalendarz wydarzeń

Kwiecień 2024
P W Ś C P S N
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30
  • nasze biegi
  • polecane biegi

 

 

fdm wroblewska